Read more
Rarancza, czyn wielki, krwawy szalenczy, owiany tajemniczoscia ponurej nocy zimowej, rozswietlonej blyskiem wybuchajacych granatow bojowych i szczekotem maszynowych karabinow.
Marsz dlugi, przeciagly, pospieszny marsz i ukoronowanie jego, to zamiana kilku slow z przeciwnikiem, strzaly, smierc, jeki rannych i dogorywujacych.
Huk i swist pociskow artylerji austrjackiej. Masa szli, nie bylo jednego, ktoryby sie zawahal. Tyle nocy spedzonych przy ogniskach obozowych przesnili i przegwarzyli o tej chwili, w ktorej danem im bedzie zmierzyc sie ze smiertelnym ich wrogiem i wreszcie doczekali sie tej chwili.
Podal ja wrog sam przez zdrade swoja niecna. Poszli, przed nimi zwarte szeregi armji austrjackiej, czekajace na chwile ich przybycia, liczace na to, ze walka z nimi, utrudzonymi odbyciem trzydziestokilometrowego marszu, bedzie lekka i zwycieska, a oni, blyskawica runeli na przeciwnikow, zmieszali, sila uderzenia zgnietli, rozbili i ruszyli wprost przed siebie, na los niepewny, na nowe walki, zycie tulacze, w wysoko wzniesionym sztandarem Wolnosci Polski.
Reprint wydania z 1933 roku